19 września 2012

Dzień II

Okej. Miałem pisać wieczorem, ale pomyślałem, że dodam posta już teraz. Jestem całkiem nieźle zaskoczony- od wczoraj odwiedziliście mojego bloga prawie 300 razy ;) Dzięki!

Do rzeczy: wstałem dzisiaj rano z zamiarem skoczenia na uczelnię i załatwiania kolejnych spraw. Po drodze oczywiście narobiłem kilkadziesiąt fotek. Błądząc po starówce (dobra, nie błądząc, miałem mapę) dotarłem do niewielkiej uliczki, która urzekła mnie swoją budową- ma duży kąt nachylenia. Poczułem się jakbym schodził z jakiejś sporej góry.

Tutaj widok z dołu. Warto dodać, że uliczka ta nie prowadzi w żadne konkretne miejsce. Ot, jest ślepa na szczycie (są tylko schodki dla pieszych).

Idąc dalej, dotarłem do dość dużego "tarasu widokowego" (przynajmniej tak to wyglądało), z którego moim oczom ukazał się taki oto mural:

Budynek od razu wydaje się ładniejszy, nie? Zwłaszcza, że jest strasznie obskurny i obdrapany.
Co do ptaków- już przy budynku uczelni, spojrzałem na kaczki. Właściwie to nie są to kaczki, to chyba gęsi, prawda? Niech ktoś mnie poprawi ;) Ogólnie sympatyczne ptaszki, tylko jeden trochę się wkurzał, że je tak fotografuję. Zwykłych kaczek nie uświadczyłem, był za to łabędź.

Na uczelni oczywiście nie załatwiłem nic konkretnego- koordynatorka powiedziała, że muszę wybrać jak najwięcej przedmiotów, przejść się na każdy z nich i potem przeanalizować, co mi pasuje, a co jest za trudne. I dopiero do niej wrócić. Nie mogła mi napisać od razu, że mam się przygotować do zajęć? Poszedłbym dzisiaj już. No trudno. Przy drodze powrotnej postanowiłem dalej pozwiedzać starówkę.

I tutaj kolejna rzecz, o której warto wspomnieć: jak dla mnie, w Santiago ciężko znaleźć konkretną ulicę. Czemu? Bo z tego co zauważyłem, nazwy ulic są tylko na narożnych budynkach danej ulicy. Oczywiście, jeśli jest się na skrzyżowaniu, to problemu nie ma, ale jak się w jakąś wąską uliczkę wejdzie, to ciężko potem się domyślić. Samo oznakowanie jest bardzo ładne i ujednolicone- ot, ładnie wypiaskowana nazwa.


Dalsza droga była bardzo przyjemna, chociaż zatłoczona- w mieście spotkać można całe masy pielgrzymów, jak i mieszkańców. Bardzo spodobał mi się jeden budynek- właściwie to nie wiem czemu, ale ma swój klimacik.


Ostatnim moim przystankiem przed powrotem do mieszkania było miejsce, które polecało mi wczoraj tych dwóch gości, którzy mnie podrzucili. Praza de Galicia (The Galician Place, jak określił to wczoraj jeden z nich). W sumie nie zauważyłem tu nic szczególnego, ale może faktycznie wieczorami dzieje się tu coś fajnego.


Tyle na temat dzisiejszego zwiedzania. Łaziłem jeszcze po operatorach sieci komórkowych szukając najlepszej oferty. Chyba wezmę Orange, bo rozmowy do Polski ma tanie. Miejscowe z resztą też.

Kilka osób mówiło, że chciałoby, żebym pisał o jedzeniu. Jeśli będę jadł coś naprawdę regionalnego i wartego wspomnienia- napiszę. Póki co, jadłem tylko paczkowane chorizo (kiełbasę)- jest całkiem smaczne, tylko strasznie śmierdzi, co mi przeszkadza.

Piłem też piwo Estrella Galicia, ale o piwach zrobię osobny wpis, jak już posmakuję kilku rodzajów ;) W ogóle, współlokator zaproponował jechać w weekend na "WOODSTOCK GALICIA"- ciekawe jak to wygląda. Sam festiwal odbywa się niedaleko- pewnie spróbuję, zawsze warto posłuchać nowej muzyki i poszerzyć horyzonty (a już na pewno o takie zespoły, które do Polski po prostu nie docierają).

Kończę, trzeba się jeszcze czymś zająć. Jeśli macie jakieś życzenia- piszcie, zobaczymy co da się zrobić ;) Olijur- zdjęcie koszulki wrzucę jutro, teraz nie chce mi się już robić zdjęcia :P

Do zobaczenia!

2 komentarze:

  1. A mówiłeś, że idziesz na wojnę! Przywieź mi bajgla. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej ja chce na ten woodstock!

    OdpowiedzUsuń